Chciałbym, żeby w rolnictwie zostało choć trochę humanizmu

Rozmowa Mateusza Piotrowskiego z Wiesławem Grynem

Więź, 22 kwietnia 2024

Nie da się mówić „małe jest piękne” i jednocześnie otwierać rolnictwa na globalny kapitał, jak robi to Unia Europejska – mówi Wiesław Gryn, rolnik, współzałożyciel Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego i ruchu Oszukana Wieś

Mateusz Piotrowski: Dlaczego Pan i inni rolnicy protestujecie? 

Wiesław Gryn: W grudniu 2022 roku widzieliśmy, że przyrost importu zboża do Polski jest tak gwałtowny, że ceny zboża spadają na łeb na szyję, bo nie ma – szczególnie na wschodzie Polski – zbytu na taką ilość. Wiedzieliśmy, że trzeba wobec tego zacząć działać. A że Zamojskie Towarzystwo Rolnicze było chyba jedyną organizacją, która miała jakieś struktury, składki i, nie ma co tu ukrywać, pieniądze, żeby organizować pierwsze protesty, to wzięliśmy się do roboty.

(…)

– A teraz mamy całkowicie zniszczone łańcuchy dostaw w rolnictwie i w sprzedaży. Całe rynki, gdzie przez lata sprzedawałem, załamały się. Tylko buraki zostały – bo buraki, wiadomo, to do cukrowni. Ale z młynami, z mieszalniami pasz, wszystko się zerwało. Ukraińskie rolnictwo weszło na te rynki tak mocno, że dziś od nowa szukam rynku zbytu dla swoich płodów rolnych. 

Po przejęciu i zniszczeniu przez Rosjan przemysłu na wschodzie Ukrainy, dochody z eksportu produktów rolnych w ukraińskim budżecie to jedno z najważniejszych źródeł „dewiz” dla walczącej Ukrainy. 

– Przy czym ukraińskie rolnictwo ma zupełnie inną strukturę niż nasze. Na Ukrainie „małe” gospodarstwa mają wielkość około 150 hektarów. W Polsce średnio gospodarstwo liczy 11 hektarów. Te małe gospodarstwa na Ukrainie produkują na wewnętrzny rynek, a te powyżej 500 hektarów całkowicie na eksport. Z tym, że one są często zarejestrowane, włącznie z ukraińskimi lub zagranicznymi właścicielami, w rajach podatkowych. 

To często jest obcy kapitał, zagraniczne korporacje, które posiadają ziemię. Nie można mówić, że pieniądze z tego zboża wracają do Ukrainy. To zboże nie jest ukraińskie, ono jest na terenie Ukrainy produkowane. I stąd jest jest tak duży lobbing, żeby to zboże wwieźć na zachodnie rynki. Te 20 mln ton, które spożywają Ukraińcy – ono zostaje w Ukrainie, a jego producenci płacą podatki. A ponad 50 mln, dwie trzecie, które idzie na eksport – pieniędzy z tego eksportu Ukraińcy nie widzą.

(…) 

Jeśli jednak chodzi o wodę, to Polska ma przecież z nią ogromny problem z wodą, o czym niewielu wie tak dobrze jak rolnicy… 

– I dlatego powinniśmy potrafić zagospodarować każdą burzę. Deszcz, który z niej spadnie, powinien być wykorzystany albo do napełnienia zbiorników podziemnych, albo do wzrostu roślin. Jeśli tę wodę spożytkujemy na wzrost roślin, to równocześnie wiążemy węgiel. Każde takie zielone pole jest jak panel fotowoltaiczny, bo w procesie fotosyntezy wiążemy dwutlenek węgla. Mamy go w materii organicznej, połowę wywozimy z plonem, ale ta druga połowa z resztkami zostaje nam w ziemi i musimy jak najbardziej uzupełniać glebę w próchnicę. A próchnica to węgiel.

Już po dziesięciu latach widać, jak gleba na polu zmienia kolor, staje się ciemniejsza. To wskaźnik dla każdego laika: im ciemniejsza gleba, czym ma więcej węgla, tym lepiej.